poniedziałek, 28 lutego 2011

Świat jest mały część 2

W sobotę przyszli znajomi Patrycji z Uniwersytetu: Dagmara i Erklap. Do Dagmary zadzownił znajomy, którego poznała na lotnisku w drodze do Stambułu. Okazało się, że mieszka z żoną i córeczką w Polsce i co więcej- w Świebodzicach! (dla tych którzy nie wiedzą lub nie pamiętają mieście z którego pochodzę- Ala). Zupełnie przypadkowe spotkanie, wielki zbieg okoliczności i spotykamy się w naszym mieszkaniu w Stambule! Poprostu niesamowite! No i kolejny dowód na to, że świat jest mały :)
Od tygodnia mamy tu paskudną pogodę, nawet padał nam deszcz ze śniegiem... Nic nam się przez to nie chcę, no i nie ma jak iść cokolwiek zwiedzać, bo co to za przyjemność chodzić i moknąć. Czekamy na słoneczko :)
W czwartek byliśmy na imprezie z Polakami z Erasmusa z Okanu :) Okan przeżywa obecnie inwazję studentów z Polski... Zdecydowanie ich osaczyliśmy :)

czwartek, 24 lutego 2011

New Mosque, Bazar Egipski, Grand Bazar


W poniedziałek mimo nie sprzyjającej pogody udałyśmy się we 3 z Patrycją do dzielnicy zwanej Eminönü, po raz kolejny chwaląc lokalizację naszego mieszkanka, gdyż autobus miałyśmy praktycznie spod domu. Pół godzinki autobusem i jesteśmy w tej chyba najbardziej znanej dzielnicy Stambułu, w której mieści się także Hagia Sophia i Błękitny Meczet.
Poszłyśmy do XVI wiecznego meczetu zwanego Nowym Meczetem Yeni Cami. Była to nasza pierwsza wizyta (choć na pewno nie ostatnia) w meczecie. Wrażenia niesamowite. Przed wejściem ściąga się buty, tutejsi wierzący przed modlitwą, myją nogi w specjalnym miejscu do tego przeznaczonym. Pan dał nam chusty, którymi musiałyśmy zakryć włosy. Kobiety bardzo to ucieszyło. Uśmiechały się, kiwały twierdząco głowami i pokazywały ok. Posiedziałyśmy trochę w środku, pooglądałyśmy co mogłyśmy, porobiłyśmy zdjęcia i poszłysmy dalej.
Kolejne miejsem które odwiedziłyśmy był Bazar Egipski, który jest jednym z najstarszych bazarów w mieście.Został zbudowany w 1660, a dochody z niego służyły finasowaniu budowy Nowego Meczetu. Nazwa bazaru pochodzi z czasów osmańskich, kiedy to na tym bazarze handlowano przyprawami przywożonymi z Egiptu. Oczywiście mnóstwo pięknych rzeczy. Kupiłyśmy sobie bryloczki z Okiem Proroka, więc teraz jesteśmy już bezpieczne :) Wszyscy oczywiście zapraszali, by wejść i zobaczyć ich wyroby oraz produkty, ale nie było to tak nachalne, komercyjne i drażniące jak w przypadku Grand Bazaru, który odwiedziłyśmy następnie. Ma on 3500 sklepików i 30 hektarów powierzchni!!! Chodzenie po nim było dosyć uciążliwe, tu handlarze byli już bardzo natrętni, potrafili przywitać się chyba w każdym języku. Znali polskie powiedzonka typu: "polskie dziewczyny, same witaminy" itp. Na każdym kroku nazywane byłyśmy Aniołkami Charliego, lub Spice Girls.. Fakt faktem mieli cudne rzeczy, chusty, ozdobne talerze, przyprawy i wiele wiele innncyh, ale ceny widocznie wyższe pod turystów. W ogóle nie widać było tam miejsowych. Zdecydowanie bardziej podobał nam się Bazar Egipski. Tam czuć było taki wyjątkowy klimat tutejszych bazarów.
I tak zleciał cały dzień. Cieżko tu trochę się odnaleźć, kiedy nie zna się okolicy. Nie zawsze mapa wystarcza, a trudno znaleść na ulicy kogoś kto mówi po angielsku. Następnym razem chcemy udać się do Hagii Sophii i Błękitnego Meczetu, ale to już z kimś kto raz zna Stambuł, a dwa może nam coś więcej opowiedzieć :)

niedziela, 20 lutego 2011

Tureckie ciekawostki :)


1. Tureccy kierowcy uwielbiają trąbić- ciągle, na wszystko i wszystkich- im dłużej, im głośniej tym lepiej.
2. Są panowie, którzy chodzą i zbierają stare rzeczy (można im dać wszystko i oni później to sobie sprzedają). Krzyczą na całe ulice coś w stylu "ja nie piiiijeeee, piiiijeeee"- bynajmniej my coś takiego słyszymy ;)
3. Kierowcą taksówek nie wolno płacić monetami- jest to obraza, ponieważ mówi się, że tylko biedakom rzuca się monety.
4. Nie wolno pić ani jeść w środkach komunikacji miejskiej.
5. Wodę zamawia się przez telefon- każdy ma swój numer i pan przywozi ją do domu.
6. Śmieci oddaje się pani, która około godziny 20 chodzi i zabiera od każdego- jest to w cenie czynszu.
7. Spawanie wielkich elementów, tudzież cięcie piłą elektryczną przy głównej ulicy w centrum- coś ala ulica Ruska we Wrocławiu- to zupełnie coś normalnego.
8. Nazar Bonjuk- wszech obecne Oko Proroka- ma uchronić przed rzucaniem złego czaru lub uroku. Niebieskie oczy wzbudzają strach i przerażenie, gdyż w tutejszej religii szatan ma niebieskie oczy.
9. Turcy uwielbiają się targować.
10. Kochają słodkie rzeczy- nawet Coca-Cola jest słodsza!
11. Nie pija się gorących napoi do obiadu.
12. Bardzo niegrzeczne jest odmówienie herbaty lub kawy po posiłku.
13. Jadają głowy jagnięce oraz smażone głowy kurze!!!!
14. Są mistrzami podróbek- zegarki, perfumy, torebki- wszystko wygląda naprawdę oryginalnie. Różnią się tylko ceną.
15. Oryginalny turecki kebaP jest bez sosów i na talerzu.

Jak nam się jeszcze coś przypomni to dopiszemy :)

sobota, 19 lutego 2011

Faces

Bardzo się cieszymy, że nasz Blog wzbudza tak duże zainteresowanie :) Pozdrawiamy wszystkich czytelników i postaramy się być bardziej systematyczne ;)
Zacznijmy od tego, że od czwartku mamy nową współlokatorkę- Patrycję z Polski. Tym sposobem w mieszkaniu mamy już komplet i jest wesoło. Na lodówce pojawiła się karteczka ze schematem sprzątania i każdy ma swój tydzień. Organizacja jest.
W tym samym dniu przyszły do nas koleżanki Antonia z Włoch i przyrządzili nam włoski makaron- bardzo smaczny, cakiem nowy dla nas sposób- szybki, łatwy i przyjemny. Przyszli też amerykańscy znajomi Courney. Posiedzieliśmy sobie, pogadaliśmy i miło spędziliśmy czas :)
Wczoraj po raz pierwszy byłyśmy na imprezie w Taksim. Początkowo mieliśmy iść na imprezę dla Erasmusów, ale że była w Kadikoy w azjatyckiej części, to nam się nie chciało tak daleko jechać więc pojechaliśmy do Taksim. Najpierw poszliśmy do bardzo klimatycznej knajpy, której nazwy nie pamiętamy. Bardzo klimatyczna muzyczka (na ścianie wisiał obraz który Ala miała ochotę ukraść taki był świetny, oraz zdjęcie Boba Marleya), Karolce puścili Depeche Mode- Personal Jesus, no i świetnie tam było!!! Courney się nie podobało, więc poszliśmy szukać jakiegoś 212 Live, jednak graniczyło to z cudem, aby go odnaleźć w tych zagmatwanych i licznych uliczkach. Trafiliśmy do Faces i naprawdę się wytańczyłyśmy. Pełna kultura nikt nas nie zaczepiał- tak więc pogłosy o Turkach okazały się na szczęście plotkami. Ogólnie jesteśmy w wielkim, wielkim szoku po pewnych sytuacjach które musimy utajnić. Po prostu że tacy ludzie istnieją, i takie rzeczy dzieją się na świecie... Jedno slowo- Masakra. Postanowiłyśmy zamykać po tym nasz pokój na klucz. Tyle.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Przerwa :)

Długa przerwa- jakoś nie było czasu ani weny.. Ale postaramy się jak najlepiej nadrobić zaległości :)
Serdar :)
Zaczełyśmy zajęcia- póki co były praktycznie same organizacyjne, ale już zdążyłyśmy się zorientować co jest fajne co mniej- prowadzący ma ogromny wpływ na to. Pani Zeynep z którą mamy 2 przedmioty jest totalnie podeksytowana tym co nam przekazuje i to jest naprawdę fajne i sprawia, że zajęcia są interesujące. Ma swoje ulubione powiedzonka typu "come on" i ciągle się uśmiecha i śmieje- taką przyjemność sprawia jej uczenie. Drugim prowadzącym z którym mamy kolejne 2 przedmioty jest pan z Ukrainy- można powiedzieć trochę zagubiony czy coś- nieważne.. Jest zabawnie. Jest napewno cieżej niż w Polsce z racji tego, że ma się 2 egzaminy prawie ze wszsytkiego i co tydzień trzeba przychodzić przygotowanym, czytając baaardzo dużo- więcej niż w Polsce. Każde zajęcia opierają się na dyskusji- nie ma wykładów i ćwiczeń tak jak u nas. Grupy są dość małe- około 10-12 osób. Na każdych zajęciach w innym składzie, bo oni sami wybierają sobie kursy na które chcą chodzić. Oczywiście osoby się powtarzają, ale nie jest to zawsze stały skład. Wszyscy są bardzo bardzo mili i otwarci. Chcą pomóc i w ogóle.
Polski akcent :)
Byłyśmy w końcu zrejstrować nasz telefon (jeśli ma się tu kartę turecką w telefonie nie z Turcji to po tygodniu użytkowania jest on blokowany- odblokowanie kosztuje 5 TL). Oczywiście w Vodaphone nikt nie znał angielskiego, ale było to rozwiązane w ten sposób, że mieli komputer z włączonym translatorem angielsko tureckim, więc wpisywałyśmy panu to co chcemy po angielsku a on sobie tłumaczył na turecki i na na odwrót. No i w ten sposób dałyśmy radę i mamy już załatwione :) Co się przy tym uśmiałyśmy to nasze.
Z takich nowych rzeczy, śmiesznych, dziwnych to jeszcze to, że podczas chodzenia po okolicznych sklepach z ciuchami panie w jednym z nich zaproponowały nam herbate lub kawę :) Bardzo miłe to było. Karola poprosiła o kawę ale w końcu jej nie wypiła, bo pani niosąc jej ją- upuściła i kawa wylądowała na podłodze. No ale liczą się intencje :)
Ogólnie to zaczynamy się coraz bardziej czuć tu normalnie- panowie w piekarni wiedzą, że nie rozumiemy, więc zawsze biorą pieniążki z kasy i pokazują nam ile mamy zapłacić, panowie z naszego ulubionego warzywniaka mówią nam pierwsi- Merhaba na ulicy, no i ten tłum i te ciągle spojrzenia na nas już tak nie dziwią.
W czwartek mieliśmy małą imprezkę w mieszkaniu- urodziny jednego z właścicieli- Serdara. Była to niespodzianka, ale jak się potem okazało, nie dał się nabrać. Karolina zadzwoniła i powiedziała, że mamy zalaną łazienkę, Stella i Ahmet już tu byli z tortem i świeczkami. Serdar przyjechał i surprise :) Posiedzieliśmy sobie miło i zjedliśmy pysznego torta (nawet nie był słodki jak wszystko tutaj).
W piątek się złaziłyśmy z Erdemen i Sylvią po okolicach Kadikoy. Byliśmy nad morzem i było ślicznie. Po prostu takie piekne miejsce, że naprawdę ahhh. Zjedliśmy obiad w moda taras- na tarasie z widokiem na morze- cudnie. Bardzo dużo ciekawych rzeczy sie dowiedziałysmy (np że nie można jeść ani pić w środkach komunikacji miejskiej, ani mieć nic otwartego oraz że nie można fotografować flagi...)
W sobotę mieliśmy imprezkę domową z właścicielami, współlokatorami i ich znajomymi. Było bardzo międzynarodowo: polsko-turecko-niemiecko-amerykańsko-włosko. Nasza cudowna sąsiadka o godzinie 1:30 w nocy przyszła z wielkimi pretensjami, że jest za głosno, choć wcale nie było... No ale cóż. Podobno jest bardzo dziwna, co zresztą zdążyłyśmy same zauważyć.
Dzisiejszy dzień zaczęłyśmy śniadaniem u naszych właścicieli- pozdrawiamy Ahmuta i Stelle Fellicie :)
Nasza rodzinka :)

poniedziałek, 7 lutego 2011

Turecki targ

Od wczoraj mamy nową współlokatorkę- Cortney z Texasu. Jest bardzo miła i cieszymy się, że z nami mieszka, bo dzięki temu możemy poprawiać nasz angielski :)
Ahmet i Stella zabrali nas wczoraj wieczorem na turecki targ, który co niedzielę jest koło naszego domu. Cudne miejsce- mnóstwo lokalnych przysmaków: morwa, coś dziwnego typu prażona kukurydza, placki do su boregi itd. Pan sprzedawał także wyjątkowo dobre podróbki oryginalnych perfum za 5 TL (10zł). Wypróbowałyśmy swoje i trzymały się naprawdę długo!
Karolka z pomoca Stelli przyrządziła potem su boregi z serem. Było pyszne- coś nowego, cos bardzo tureckiego. Zaczynamy odkrywać tureckie pyszności dzięki naszym właścicielom.
Dzisiejszy dzień za to był straszny! Pojechałyśmy na uczelnię by dokonać formalności związanych z wyborem przdmiotów. Niestety po drodze wychodziły przeróżne problemy, a najgorszym z nich było to, że nie mamy transportu z naszego miejsca zamieszkania na uczelnię na czas, czyli na 9 i później nie mamy jak wrocić po zakończeniu zajęć (15:50). Shuttle bas- czyli autobus uczelniany z Taksim rusza o 9 (nie mamy pojecia po co skoro zajęcia każdego dnia zaczynają się o 9, a autobus jedzie godzinę, więc jadąc tym autobusem jest się spuźnionym co najmniej godzinę na zajęcia). Autobus powrotny jest równie nieprzemyślany- rusza o 15 podczas gdy zajęcia kończą się o 15:50. Hm... jesteśmy mocno poirytowane tym jak ktoś mógł coś takiego wymyśleć. Wcześniej Murat mówił nam, że nie będzie z tym problemu, ale trafiłyśmy na wykładowców, którzy niestety widzą w tym problem. No i nie dziwimy się tak do końca bo na 3 godziny zajęć nie być godzine to jest sporo... Ajjj mnóstwo zamieszania z tym było. Nazawracałyśmy głowy wszystkim do okoła, ale mamy sposób by dostać się na ten koniec świata!!!
Nasze przedmioty: Polityka Zagraniczna USA, Instytucje i polityka EU, Globalizajca (przenikanie się kultur ;P), Bezpieczeństwo miedzynarodowe, Bieżąca politka..
Stres i negatywne emocje z nas wychodzą- i nie mamy na nic dzisiaj ochoty. Jutro do szkoły na 9... pobudka o 6...

niedziela, 6 lutego 2011

Bebek


Wczoraj postanowiłyśmy się wybrać nad rzekę, ale nie znałyśmy jeszcze żadnego miłego miejsca. Tu koło nas, w Taksim jest tylko przystań i zabudowa prywatna nad rzeką. Pojechałysmy więc metrem na Taksim Square i zapytałyśmy przechodnia, gdzie można sobie miło posiedzieć nad Bosforem- pan polecił nam miejsce, dzielnicę o nazwie Bebek :) Zatem wsiadłyśmy do tureckiego autobusu (w każdym pracuje dwóch panów: kierowca i kasjer). Oczywiście panowie nie znali angielskiego, ale powtórzyłyśmy nazwę Bebek (uwielbiam to słowo) parę razy, pan pokazał nam, że mamy usiąść koło niego i że on nam pokaże gdzie mamy wysiąść. Całe szczęśliwe, zrobiłyśmy sobie zdjęcie w tureckim autobusie, pan kierowca pozazdrościł i zapragnął również mieć zdjęcie z Europejkami (niewątpliwie jesteśmy atrakcją dla miejscowych). No i cóż- nie mogłyśmy odmówić- była fota z kierowcą ;)
Bebek- przeurocze miejsce. Usiadłyśmy w kawiarni nad samą rzeką, wypiłyśmy w słoneczku gorącą czekoladę, nad nami co chwilę lądujące samoloty. Miły, sobotni relaks.
Nie ma tu na przystankach rozkładów jazdy. Po prostu czekasz aż coś co Ci pasuje przyjedzie. Stojąc na przystanku i czekając na autobus do Mecidiyeköy spotkałyśmy naszego ulubionego pana kierowcę od zdjęć!!! Oczywiście tureckim zwyczajem zatrąbił parę razy (mimo że go widziałyśmy) pouśmiechał się wraz z panem kasjerem i lekko niezadowoleni, że nie jedziemy w jego stronę pojechali :)
W Bebek było bardzo wielu rybaków, którzy po złowieniu paru rybek ze swoim wiadereczkiem i wędką wsiadają do autobusu komunikacji miejskiej i wracają do swoich żon ze zdobytym posiłkiem.
W piątek przyszli nasi właściciele ze świeżymi rybami, bo dziewczyna była oglądać pokój. No i tak się rozgadaliśmy, że dziewczyna pojechała, a oni zostali. Stella zrobiła rybki u nas w kuchni, piliśmy sobie piwko i gadaliśmy do późna. Stella poleciła nam tureckie danie o nazwie cig kofte. Nie wiemy dokładnie co to jest, bo wszędzie piszą co innego, ale wczoraj postanowiłyśmy spróbować. Poszłyśmy i pan dał nam najpierw kawałeczek na spróbowanie, Karola sobie wzięła potem całe. Jest to zawijane w plackach podobnych do tych do tortilli, z warzywami, sokiem z cytryny (który dodają tu do wszystkiego) i gęstym sokiem z granata. Karola mówi, że było to dziwne ale smaczne.
Właścicieli mamy najlepszych. Dzwonią pytają co u nas, przychodzą, siedzą sobie z nami, zapraszają nas co siebie. Chyba nas lubią :) My ich zresztą też :)

piątek, 4 lutego 2011

Okan University


Wczoraj miałyśmy spotkanie organizacyjne na uczelni. Okan University jest to ogromny kampus w skład którego wchodzą 3 akademiki, budynek rektoratu, 4 budynki wydziałowe, budynek sportowy (basen, siłownia, 2 sale fitness, masaż, sauna, boisko), korty, boisko odkryte, liceum, kino, starbucks i inne reatauracje, makret, sklep, fryzjer, biblioteka, księgarnia, sala gier, tor wyścigowy. Ogólnie całość jest collagem i robi ogromne wrażenie. Pełno jest mini wodospadów, jeziorek, i żywych zwierząt (w tym momecie pozdrawiamy Murata, który na bociana mówił Pelikan ;)
Dowiedziałyśmy się, że za rok nauki płacą 10 800 $ ...
Na spotkaniu okazało się, że na 12 Erasmusowiczów jest 7 Polaków (prawie same dziewczyny), dziewczyna z Austrii, Niemiec pochodzenia Tureckiego, i 3 dziewczyny z Litwy, które na spotkanie nie dotarły. Później zostaliśmy zaproszeni na luch do restaruacji, gdzie jedliśmy w strefie dla VIPów obok stolika właściciela kapmusu (ma on swoich ochroniarzy, którzy wszędzie z nim chodzą).
Potem przyszedł czas na cudowną sesję fotorgaficzną z szalonym tureckim fotografem. Najpierw parę zdjęć grupowych, a potem sesja solo. Szalony pan fotograf szczególnie upatrzył sobie Karolę w długich blond włosach, Ja musiałam przełamać swoją niechęć do zdjęć, bo mi także nie odpuszczał niestety, gdyż mój niebieski płaszczyk wyróżniał się z tłumu. Pan co chwilę pokazywał palcem, kto teraz, tworząc przeróżne pary i kombinacje. Na koniec po zdjęciu na ławce wstajemy, idziemy i pan krzyczy do Karoli -STOP! I dalej niczym paparazzi pstryka zdjęcia. Przekomiczne to było wszystko. Szalona sesja!
Dostaliśmy Okanowskie legitymacje, na które przelewa się pieniążki i służą jako karta płatnicza na kampusie i w autobusach dowożących do szkoły (tzw. shuttle bus). I teraz dopiero w poniedziałek jedziemy wybrać i zapisać sie na zajęcia. Wolny wybór- na co chcemy chodzić, to sobie możemy wybrać. Jedyny minus uczelni jest taki, że jest na końcu świata, ale biorąc pod uwagę fakt, że możemy nasze zajęcia skupic w 3 dni, nie jest to wielki problem.
Po załatwieniu wszystkiego pojechaliśmy z Muratem spotkać się z jego kolegą. Nie mogliśmy odrazu wracać, bo przejazd przez most nad Bosforem byłby awykolany o tej porze- i tak kontrolując co chwilę kamery w internecie z natęrzeniem korków byłyśmy w mieszkaniu o 21:30... W jednej z droższej dzielnic Stambułu, gdzie są sklepy typu Rolex czy Loui Vuitton, zaczepił nas pan sprzedający zestawy do szycia, Karola rzuciła się na niego, Murat ją powstrzymał (chyba dlatego, że trzeba tu uważać na naciągaczy), a jego kolega wrócił się i kupił nam zestaw do szycia w prezencie, który niewątpliwie się przyda :)

Erasmusowicze :)

środa, 2 lutego 2011

Cevahir

Piękny i słoneczny dzień, który w pełni spędziłyśmy w centrum handlowym o nazwie Cevahir Istambul.

Tutaj kukurydzę sprzedają w kubkach
Cevahir Istambul:
Koszt budowy: 250 milionów $,
7 pięter, 343 sklepy, 48 restauracji, kino, teatr, wesołe miasteczko, bowling,
i pewnie wiele rzeczy, których nie odkryłyśmy.

Każdy wchodzący musi poddać się kontroli bezpieczeństwa. Jest to w sumie dobre rozwiązanie przy tak ogromnym obiekcie. No i złaziłyśmy się strasznie. Poczyniłyśmy jakieś mniejsze lub większe zakupy i zadowolone wróciłyśmy do domu.

Krojony chlebek
 Po drodze tradycyjnie wizyta w ulubionej piekarni, gdzie poprosiłyśmy cieszących się panów o pokrojenie chlebka. Oczywiście nie był to problem: pan podszedł do krajalnicy i pokroił jasny i ciemny chlebek i wrzucił go luzem do foliowej reklamówki :)

wtorek, 1 lutego 2011

Dzień 5

Tureckie specjały
Wczoraj miałyśmy pierwszą
Złapałam Pana który się za nami oglądał:)
(i oby ostatnią) przygodę z zaczepianiem przez tureckich panów. Otóż lekko zagubione wyszłyśmy z metra nie tą stroną, którą powinnyśmy, podchodzi do nas facet i pyta po rusku czy pomóc, odpowiedziałyśmy po angielsku więc ten do nas po angielsku, że on nam pomoże, że może mamy czas na kawę i coś tam coś tam. Weszłyśmy w tłum ludzi na Taksim Square po czym za chwilę, ktoś nam puka w ramię. Nasz fantastyczny przyjaciel, który twierdził, że jest z Anglii mimo, że swoim wyglądem niczym nie wyróżniał się z tłumu. Lekko wystraszone uciekłyśmy do naszego ulubionego  miejsca czyli Pizza Hut. Jesteśmy tam już chyba rozpoznawalne. Wczoraj obsługiwał nas inny kelner, który tradycyjnie zapytał czy jesteśmy z Rosji.  Poza tym złaziłyśmy się bardzo po Taksim i nieżywe wróciłyśmy do mieszkania. Po drodze zahaczyłyśmy o market, w którym oczywiście nikt nie mówił po angielsku, kolacyjka i do spania.

Właściciel napisał nam, że w 1999roku w Stambule było bardzo duże trzęsienie ziemi i zginęło 18 tysięcy ludzi. Sam Stambuł ma 14 mln mieszkańców, do tego turyści i studenci. Dla porównania Wrocław ma 632 146tys (dane z wikipedii) do tego studenci. Budynek, w którym mieszkamy został wybudowany w miejscu zniszczeń.  Poczytałyśmy trochę o tych trzęsieniach tutaj i prognozy nie są zbyt optymistyczne.

Wczoraj odkryłyśmy, że woda z kranu nie nadaje się ani do robienia herbaty ani do gotowania ani do niczego poza myciem. Jest obrzydliwa. Wodę zamawia się w baniakach 10 litrowych przez telefon. No i wczoraj stwierdziłyśmy, że czas najwyższy to uczynić, więc Alicja dzwoni i mówi po angielsku, po rosyjsku, po niemiecku, po polsku numer 47 (każde mieszkanie ma swój numerek do zamawiania wody) i nic. Nie udało się. Dzisiaj kolejna próba- sprawdziłyśmy jak jest 47 po turecku i udało się!!! Bardzo dumne z siebie- mamy wodę :) Gotujemy zupę.

W dzielnicy, w której mieści się nasza uczelnia spadł śnieg. Murat napisał nam, że prawdopodobnie rząd odwoła zajęcia. Tak wiemy, że to niesprawiedliwe, no ale co zrobić :)