niedziela, 30 stycznia 2011

Tyyyyle szczęścia :)


i to nie Pizza Hut :D
Dzisiejszy dzień był pod wielkim znakiem zapytania. Byłyśmy umówione z panem, żeby zobaczyć mieszkania w europejskiej części Stambułu, w okolicach Taksim. Miałyśmy pojechać do Taksim Square i tam Pan miał nas odebrać autem. Było to dość ryzykowne i ogólnie byłyśmy trochę wystraszone, ale wychodząc z założenia, że kto nie ryzykuje ten nie ma i że jesteśmy we dwie postanowiłyśmy zaryzykować. Po drodze pan tzn Serdar zadzwonił do nas i wytłumaczył nam jak i czym mamy się dostać do dzielnicy w której teraz mieszkamy i on będzie na nas czekał na stacji metra. I tak też było, pojechałyśmy metrem (znowu wszyscy na nas patrzyli, byłyśmy rozrywką dla miejscowych. Metro w Stambule jest olbrzymie, żeby dojść do pociągu chodzi się korytarzami i chodzi) i Seradr czekał na nas ze Stellą (Niemka, właścicielka mieszkania). Bardzo mili ludzie. Pojechaliśmy kawałeczek do mieszkania, wchodzimy i….  Jesteśmy w niebie!!!! Nie chciałyśmy stąd wychodzić już więcej! Wszystko nowiuteńkie, nikt tu wcześniej nie mieszkał, cudna pościel , zmywarka, kuchenka, pralka, wanna, ciepła woda! Nasz pokój jest ooogromny, mamy dwa łóżka, sofę, wielki cieplutki grzejnik. Wszystko czego nam do szczęścia potrzeba i dużo dużo więcej! Są jeszcze 3 wolne, pojedyncze pokoje. Na razie szukają kogoś do nich, ale mogą to być tylko dziewczyny i tylko z Erasmusa, a więc jest selekcja ;)
Piękna i ciepła łazienka :)
Szybka przeprowadzka, bardzo szybka. Szczegóły tylko dla wtajemniczonych…
Nasz duuuzy pokoj :D
Dodatek do mieszkania :)
No i jesteśmy w naszym raju! Zrobiłyśmy sobie już pranie, rozpakowałyśmy walizki, poszłyśmy na zakupy- zakupiłyśmy mnóstwo warzyw i owoców- takiego kiwi i takiej cytryny po prostu jeszcze nigdy w życiu nie jadłyśmy. Wszystko takie pyszne jejku! Ogólnie mieszkamy teraz w centrum miasta. Tyle, że do szkoły mamy daleko, bo jakieś 2 godziny. Ale wszyscy tu tak dojeżdżają, a i tak zajęcia mamy 3 dni w tygodniu. Nie jest to dla nas problem. Wolimy mieszkać w tej europejskiej części jest tysiąc razy lepiej pod każdym względem.


Podsumowując mamy szczęście do spotykania bardzo miłych, życzliwych i pomocnych ludzi. Oby to szczęście się nie skończyło.


 Nasi drodzy- dzisiejszy wieczór spędzamy na jedzeniu pysznych warzywek, świętowaniu i porządnej, ciepłej, kąpieli, której już nie miałyśmy od paru dni. Bardzo szczęśliwe i zadowolone pozdrawiamy wszystkich :) Buziaki!!!


sobota, 29 stycznia 2011

Świat jest mały!!!

Nasz Buddy - Murat :):)
Wyobraźcie sobie to: siedzimy sobie w knajpie, jemy dobre rzeczy i nasz buddy, opowiada nam o swoim pobycie w Polsce i zeszło na temat Wrocławia. Opowiadał nam, że pisał wcześniej z dziewczyną z Wrocławia i postanowili się spotkać więc pojechał odwiedzić to miasto. Opowiadał o tej dziewczynie różne rzeczy i nagle zeszło, na to że ona pochodzi z Mołdawii- odrazu nasz pytanie na to- nazywa się Olga? On, że tak! I wszystko było jasne- była to Olga z naszej grupy!!! Pokazał nam ją na FB i wszystko się zgadzało to była ona we własnej osobie!!!! Nie mogłyśmy w to uwierzyć po prostu świat jest tak mały!!! Pojechać do Turcji, dostać opiekuna uczelnianego, który był w Polsce i poznał dziewczynę z naszej grupy i jeszcze Olgę... Niesamowite!
Most łączący Europę i Azję

Ogólnie dzisiejszy dzień był bardzo miły. Pojechaliśmy do Taksim (po stronie europejskiej), a właściwie popłyneliśmy promem. Taksim jest bardzo klimatyczną dzielnicą, kolejnym miastem w mieście. Mnóstwo romantycznych, małych uliczek. Specyfiką tego miejsca są tureccy mężczyźni zapraszający do wstąpienia do restauracji i pubów. Kiedy mówimy "no thank you" oni zaczynają mówić pojedyńcze słowa po rosyjsku i myślą, że jesteśmy z Rosji. Śmieszne ;)
Kupiłysmy sobie w końcu turecką chałwę oraz baklava czyli turecki przysmak- coś mniej lub bardziej zjadliwego :) 
A to my na tureckich pysznościach
baklava
Byliśmy na prawdziwej tureckiej kawie z fusami, ale bez wróżby, bo nie było akurat pana, który wróży z fusów, a pozatym było to droższe o 10TL (20zł) więc stwierdziłyśmy, że nie chcemy znać naszej przyszłości ;) Do tego zjadłyśmy po cieście z polewą czekoladową- bardzo słodkie i podobne do polskiego murzynka :) Prawdziwa turecka kawa jest bez mleka i do wyboru: mało, średnio lub bardzo słodka. I dostaje się malutkie coś trochę podobne do żelki o nazwie- lokum. Po drodze chciałyśmy zakupić trochę owoców, ale w obecnej porze roku nie ma nic specjalnego poza granatem i musmula (małe coś smakiem podobne do zgniłego jabłka, miekkie z pestkami).
Taksim
Na kolacje jadłyśmy tosty i ja spróbowałam gotowanego hamburgera: bułka jak do hamburgera, mięso i to wrzucane do gorącej wody. Nasze odżywianie tutaj póki co nie jest zbyt korzystne, ale nie mamy warunków, żeby coś tu same kombinować, więc tak łazimy i szamiemy tu i tam, próbujac lokalnych przysmaków. 
Okazuje się, że nasz buddy rozumie sporo po Polsku, więc musimy być ostrożne ;) We know that you are reading it but don't worry we don't speak bad things about you :)
Dodamy jeszcze jedną ważna rzecz- oryginalny turecki kebab jest bez sosów!!!

Granaty i kasztany ... mniam...

Granaty Jeszcze lepsze soczyste granaty:)


Przepyszne pieczone kasztany sprzedawane na ulicach:)

piątek, 28 stycznia 2011

Kontrola

Musimy jeszcze napisać o tym jak przy kontroli bezpieczeństwa na lotnisku w Berlinie zabrali Karolę. Ja poszłam pierwsza wszystko spoko, Karola za mną i nagle babka pyta czy to jej komputer i aparat, no i że w takim razie prosi pozbierać rzeczy i za nią.
Karolka: Poszła zatem z panią na zaplecze. Weszłyśmy do bardzo ciemnego, małego pomieszczenia, w którym był pan. Ja oczywiście miałam wizję kajadnek i deportacji do Polski i samotnej Ali w Turcji. Pomacali mi komputer i aparat jakimś urządzeniem, pośmiali się trochę z mojego zdenerwowania i kazali iść jeszcze raz do kontroli bezpieczeństwa.
Ala: Panika była ogromna. Przy odprawie doczepiła się do nas Pani z Polski, która leciała do swojego męza do RPA przez Stambuł. Była bardzo zestresowana i do tego w ogóle nie mówiła ani po angielsku ani po niemiecku. No i tak się nas trzymała i się wzajemnie nakrecałyśmy. W tej sytuacji Pani zaczęła do mnie mówić, że jak Karola robiła zdjęcia na lotnisku to będzie miala problemy, więc ja już naprawdę miałam tragiczną wizję... Ale na szczęście wszystko się dobrze skończyło :)

Dzisiejszy obiad w pizzahut też był śmieszny. Siedziałyśmy obok 2 Muzułmanek, które zamówiły sobie jedzenie pizzy do woli i byłyśmy pod ogromnym wrażeniem tego ile mogą zjeść: 2 porcje makaronu, zupka, i chyba łącznie z 3 lub 4 duże pizze... Masakra. My zjadłyśmy zupkę krem z nie wiemy czego o bardzo śmiesznym ale fajnym smaku, w każdym bądź razie wciskało się do niej cytrynę, więc miała cytrynowy smak hehe i do tego warzywa z serem  zapiekane w cieście- pyszne to było. Kelner bardzo słabo mówił po angielsku, ale jakoś się dogadałysmy. Po zapłaceniu zapytał nas bardzo szybko "turkish tea?". Nie zrozumiałyśmy więc ja ok ok haha bo myślałam że upomina się o napiwek, którego nie dostał ;P No i sobie poszedł. Karola pod nosem powtórzyła to z 2 razy i wpadła na to, że chodziło o herbatę, którą za chwilę nam przyniósł. Nie wiedziałyśmy czy my mamy zapłacić czy co, ale nie.. to był taki turecki gratisik ;)

Mieszkanie


Ulice Kadikoy
 Wchodzimy wita nas miły Mesut i jego kochany psiak. Wchodzimy do nas do pokoju- no nie jest świetnie ale zawsze mogłoby być gorzej- na środku stoi stary, elektryczny grzejnik, keyboard Mesuta (jest muzykiem). Są 2 biurka, 2 łózka, szafa (w której są jakieś rzeczy) i tyle. No ale co nam więcej trzeba. Nie jest za czysto- ale zawsze można sobie posprzątać. Schody zaczęły się przy oglądnaniu łazienki i kuchni. Nie ma brodzika ani wanny- kąpiesz się a ta woda spływa do kratki, ale zanim do niej spłynie to jest w całej łazience, kibel (fuj), umywalka odpada (i fuj) i jest bardzo zimno i brudno. Kuchnia równie nie ciekawa. Marząc o kąpieli i spaniu pytamy o pościel- ups nie ma. Ieva, która mieszkała tu wcześniej mówiła nam, że wszystko tu jest i pościel też. No i zonk. Dobra właściciel przyniósł nam jakies koce, nieważne- miałyśmy swoje poszewki na szczęście. Karola poszła się kąpać wraca i mówi:
"Ala uciekamy stąd"
Nie ma ciepłej wody ani w kranie, ani pod prysznicem. I tak zaczęło się to, że mieszkanie po prostu musimy zmienić. Nie wiemy jeszcze do końca, czy to, że woda spływa do kratki i nie ma brodzika czy czegoś w ten deseń to wynik tego, że tak po prostu u nich jest czy o co chodzi.

Strasznie marudząco wyszedł ten post, no ale tak to wszystko wygląda. Jesteśmy na etapie poszukiwań. Jutro ma przyjechać nasz buddy i mamy jeździć coś oglądać. Obiecałyśmy mu naszą żubrówkę w zamian. Dobrze Pani Dobrowolska mówiła, żebyśmy wzięły Żubrówkę, bo faktycznie lubią i pytają o nią. Murat był w Polsce w Opolu na Erasmusie w tamtym roku, więc zna też Polskę, polskie zywczaje i polskie przekleństwa heh. Ogólnie naprawdę bardzo wporządku gość. Dużo nam pomaga. Trochę już nam głupio, no ale cóż.
Dzisiaj o 6 rano tego czasu obudziły mnie Muzułmańskie modły rozbrzmiewające przez głośniki na ulicach Kadikoy. Trwały jakieś pół godziny, i tak co jakiś czas jest. W sumie ciekawe doświadczenie. Ogólnie ludzie tu są bardzo mili. Czujemy się obserwowane, ale chyba powoli się do tego przyzwyczajamy. Do tego odnosimy wrażenie, że oni się nas boją. Jak zaczepiamy kogoś na ulicy, żeby się o coś zapytać, to widać, że są jakby przestraszeni, a przecież są u siebie. Karolka jest zjawiskiem w naturalnych blond włosach, nie tylko dla facetów dla kobiet również. A dzisiaj w McDonald's to myślałam, że umrę ze śmiechu- wręcz wytykali nas palcami,a było to nasze pierwsze wyjście z mieszkania na kawę. Trochę średnio z angielskim u nich, ale na migi dajemy radę.
Sama dzielnica Kadikoy bardzo fajna- mnóstwo sklepów, a więc raj dla kobitek, tanie ciuchy, biżuteria (Karolka zakupiła już 2 pary kolczyków za 3 zł i chustę za 10 zł), miłe knajpy, jest Pizza Hut (gdzie dzisiaj jadłyśmy bardzo smaczne rzeczy i wcale nie pizze), jest KFC jest United Color of Beneton, a więc dość europejsko :) Trzeba dodać, że Turczynki są piękne i bardzo zadbane, a faceci no średni- zdecydowanie wolimy naszych Polskich Chłopców (buziaki dla Michała i Konrada :* :* ).
Cytrynowa zupka
Jest cieplutko, cieniutki płaszczyk i już :) No ogolnie pierwsze wrażenia dotyczące Stambułu, a właściwie Kadikoy są jak najbardziej pozytywne- pięknie tu jest, ale narazie mamy trochę stresa z mieszkaniem i chyba jeszcze tego tak do końca przez to nie możemy docenić.
Dobra namotalam tu strasznie. Karolka walczy z grafiką bloga, a ja tu motam i motam.
Jak coś nam się jeszcze przypomni to bedziemy pisać :)
Kadikoy

Dzień 1

Podróż samolotem super- obiadek, piwko, film, muzyczka, słuchaweczki. Naprawdę za tą cenę trzeba pochawlić Turkish Airlines. Szczeże- polecamy.
Most lączący Eropę i Azję
Padnięte podróżą, wstawaniem przed 4 rano szczęściwie doleciałyśmy do celu. Na lotnisku Ataturka czekał na nas wyznaczony przez uczelnianego koordynatora (Serpil) nasz buddy czyli opiekun- Murat. Bez niego nie wiem jak trafiłybyśmy do mieszkania, które znajduje się po drugiej części miasta, za Bosforem, a więc już w części Azjatyckiej. Sam Stambuł nocą- przecudnie, przepięknie i przeuroczo. Magia świateł można powiedzieć. Co nas pierwsze uderzyło? Jazda tureckich kierowców- nie używają praktycznie kierunkowskazów, zmieniając pas z lewego skrajnego, przez 3 w bok na prawy skrajny, po prostu nie używają kierunków... Masakra. Kolejna rzecz dotycząca dróg to przechodzenie przez ulicę. Pędzą samochody, a Ty po prostu musisz przejść... Tragedia. No i to ich trąbienie, ciagłe i na wszystko.
Zatrzymaliśmy się w sklepie aby kupić coś do picia. Karolka próbuje płacić swoją kartą a tu psikus nie da rady... No i pan już nie chciał mojej wypróbować, bo stwierdził, że jest taka sama...
Zajeżdzamy do mieszkania, a tu kolejny zonk- nie ma nikogo... Nie miałyśmy nawet numeru telefonu do Masuta, bo na to ani jedna ani druga nie wpadła. Już miałyśmy szukać hostelu, ale Murat wszedł na facebooka w telefonie i napisał do Masuta i ten napisał, że jest w Taksim na imprezie... i że mi na FB napisał.. No ale jak ja miałam to sprawdzic kiedy cały dzień byłam w podróży. Więc ogólnie byłaby lipa, gdybyśmy były same. Zdzwonili się i Masut powiedział, że za godzinę wróci. Więc pojechaliśmy do knajpy na turecką herbatę i kawę, no i potem wróciliśmy. Wejście po schodach (bardzo wąskie i strome) z tymi bagażami było przekomiczne, ale dałyśmy radę. No i tu zaczyna się historia dotycząca naszego mieszkania :)

czwartek, 27 stycznia 2011

Lotnisko Berlin Tegel

Mamy 5 godzin do wylotu. Nasza tułaczka z 30 kilogramowymi bagażami po lotnisku, szukanie własnego miejsca doprowadziła nas gdzie? Kto zgadnie? Na PIWKO :) Zatem siedzimy sobie i pijemy . A jak smakuje ojeej!!!
Zważyłyśmy nasze bagaże- mamy troszkę za dużo ale może trafimy na miłego pana, puścimy oko i będzie wszystko dobrze. Póki co szczęście związane z wyjazdem bardzo nam dopisywało, wiec mamy nadzieje, że i tym razem tak będzie. Biorąc pod uwagę wyjazd po wizę (prosto po pożegnaniu z grupą…) załatwienie mieszkania w Turcji, kupowanie biletów, zaliczenia 3 semestru studiów itd. To myślę, że wszystko się poukłada.
Ok. z racji tego, że mamy jeszcze mnóstwo czasu napiszemy o tym jak to się wszystko zaczęło.
Dzień zdawania egzaminu językowego z panem X (pozdrawiamy) to istny koszmar! Pan próbował nam udowodnić, że nie znamy składni języka polskiego na egzaminie z języka angielskiego. Zaczął nas wypytywać o powiązania polsko- tureckie, chociaż miał sprawdzić nasze umiejętności komunikowania się w języku angielskim. Hm… mało ciekawe doświdczenie, ale najważniejsze, że zaliczyłyśmy. W drodze powrotnej na ulicę Wagonową, przeżywając wcześniejsze wydarzenia, pan wszedł na mnie (Ala) i złapał mnie za piersi nagle- po prostu to zrobił!!! Potem trochę się wyczekałyśmy aby dostać się do Pani Koordynator i nic nie załatwiłyśmy.
Karolka:
Po powrocie do domu odwiedziła mnie bardzo miła starsza pani z mieszkania na dole, ponieważ od kilku dni po godzinie 22 zaczynały nam grać rury. Pani po kilku dniach walenia w kaloryfer wysłała swojego męża na zwiady, aż do tego pamiętnego dnia, gdy zjawiła się we własnej osobie. Pani zarządała sobie wglądu w moje rury pod groźbą wezwania MILICJI ! Po czym okazało się, że to poluzowane kuriki od prysznica,a nie tak jak myślałam wina sąsiadów! Jednak na ratunek przyjechał niespodziwanie pan hydraulik zmienić w całym budynku wodomierze, naprawił mi kurki, a przemiłej pani sąsiadce powiedział, że to ze wzgędu na zużyte wodomierze po 22 rury śpiewały! Na drugi dzień po godzinie 7 rano moja najukochańsza sąsiadka zapukała do mych drzwi z udźwięcznieniem powiedziała- Przepraszam.
I tak zaczął się nasz pierwszy dzień przygody z Erasmusem J
3 godziny do wylotu
Obiad na berlińskim lotnisku- 10 Euro za sztukę najostrzejszego makaronu jaki w życiu jadłyśmy. Masakra. Niech nam nikt nigdy nie mówi, że mamy niewyparzone buźki…  Dalej czekamy czując się trochę jak w państwie policyjnym. Wszyscy się patrzą. Śmiesznie…