poniedziałek, 4 kwietnia 2011

KAPADOCJA :)

W zeszły weekend byłyśmy na pierwszej wycieczce poza Stambułem, i to daleko poza Stambułem- 13 godzin w autobusie w jedną stronę. Ale było warto- Kapadocja. Co to w ogóle jest ta Kapadocja? Jest to naprawdę malownicza, historyczna kraina, cud natury Turcji powstały w wyniku aktywności 3 wulkanów. "Wyrzucany przez wulkany popiół pokrył rejon obecnej Kapadocji i w połączeniu z piaskami wytworzył tuf - charakterystyczny rodzaj skały osadowej. Tuf jest skałą miękką i łatwo podlegającą erozji na skutek działania wiatrów i wód. Przez miliony lat siły przyrody wyrzeźbiły to, co obecnie możemy podziwiać jako księżycowy krajobraz tej baśniowej krainy.".
Po całej nocy podróży, z lekkim opóźnieniem byliśmy na 11 rano. Niestety nie było już czasu, na poranne zakwaterowanie w hotelu, czy też prysznic itd... I cały dzień bardzo aktywnego zwiedzania. Pogoda miała być średnia, wszyscy zabrali ciepłe ubrania, a tu się okazało, że zasłużyliśmy na słoneczko i bezchmurne niebo. Było naprawdę bardzo bardzo ciepło. Wrażenia niesamowite! Przecudnie tam jest. Co chwilę się gdzieś przemieszczaliśmy autobusem, na zasadzie 20 minut tu- jedziemy, 15 tu- jedziemy, ale przynajmniej mogliśmy dużo zobaczyć. Zwiedzaliśmy Kościoły wydrążone w skale pochodzące z IX wieku, fabrykę ceramiki, winnicę. Mieliśmy bardzo fajnego przewodnika, bo mówił ciekawie i przede wszystkim nie zanudzał jakimiś rzeczami, których i tak nikt by nie zapamiętał. Około 19 zajechaliśmy do hotelu, który pozytywnie nas zaskoczył i mieliśmy godzinę do wyjazdu na wieczór turecki. Pokazy tureckiego tańca, taniec brzucha, typowa turecka muzyka, tureckie jedzenie- idealnie. Świetne miejsce tak ogólnie- wpasowane w klimat całej Kapadocji. Rano śniadanko i wszyscy dalej bardzo zmęczeni lub nazwijmy to sobie jak chcemy ;) jechaliśmy dalej. I znowu cały dzień zwiedzania. Byliśmy w podziemnym mieście Kaymakli, w którym miejscowa ludność chroniła się przed najazdami i prześladowaniami. Oczywiście było to tylko jedno z wielu takich miast, bo nie było czasu zobaczyć więcej. Robi wrażenie- pomieszczenia szkolne, kuchnia, pokoje, bardzo wąziutkie, niskie przejścia, wszystko idealnie zoragnizowane i przemyślane. Byliśmy w fabryce biżuterii i w Kanionie Kapadocji, do którego droga naprawdę przyprawiła nas o krzyszki, piski i siwe włosy- stromo, z górki, przepaść, skały, zakręty- masakra! Ale żyjemy ;) No i czas było wracać. Kolejne 13 godzin, ale tym razem nie przespałyśmy Ankary- tak więc można powiedzieć, że byłyśmy, widziałyśmy, Mauzoleum Attaturka też widziałyśmy, ale skromne wnioski- zdecydowanie wolimy Stambuł :)
Wyjazd oczywiście bardzo udany, z chęcią byśmy tam wróciły i zobaczyły to wszystko jeszcze raz- może trochę spokojniej i bez takiego szalonego pośpiechu- może kiedyś. Uśmiałyśmy się tak, że nas mięśnie brzucha bolały, odwalało nam strasznie, głupawka masakryczna ;) Przysłowie śmiech to zdrowie niestety się nie sprawdziło- Karola chora, na antybiotykach leżała w łóżku- straciła głos dziewczynka :( Ale z dnia na dzień coraz lepiej już :) No i tak po krótce wyglądał nasz wyjazd do Kapadocji. Wielu ciekawych, nowych ludzi, wiele ciekawych miejsc, wiele ciekawych przeżyć :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz